Cortez
Praktykant
Dołączył: 17 Mar 2007
Posty: 304
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Konstancin-Jeziorna
|
Wysłany: Pon 19:45, 09 Kwi 2007 Temat postu: It's my life ... by Cortez (Third Watch) |
|
|
Napisałam krótkie opowiadanie, o Bosco. Krótkie jedno częściowe. Prawdę mówiąc pierwotna wersja tego opowiadania miała być zupełnie inna, ale zmieniłam ją i jest to co jest. Mam nadzieje ze się Wam spodoba. Mnie się nie za bardzo podoba ale też i nie mnie to oceniać. Więc życzę miłego czytania i czekam na komentarze.
It’s my life
Autor : Cortez
O kim: Bosco
Leże w łóżku i patrzę w ciemność. Nie widzę nic. Do moich uszu dobiega cicha muzyka z radia i głos prowadzącego audycje. Jest godzina 8 rano a ja nadal widzę ciemność. Tak na prawde to nie widzę nic od 2 tygodni. To właśnie dwa tygodnie temu przeszedłem ciężką operacje wzroku. A przy okazji poddałem się też i operacji plastycznej twarzy. Tylko że nie widzę efektów. Cała twarz pokrytą mam opatrunkami. Jak wtedy kiedy... nie. Nie chce o tym myśleć nie chcę pamiętać. Gdyby nie tamto zajście nie było by mnie dzis tutaj. Nagle słyszę kroki na korytarzu. Odruchowo odwracam głowę w stronę drzwi, jakbym mógł zobaczyć kto to. Drzwi otwierają się i słyszę kilka głosów.
- dzień dobry panie Boscorelle – mówi do mnie lekarz – wszystkiego dobrego z okazji 31 urodzin. – dodaje
- dziękuje – odpowiadam choć nie mam na to ochoty. Ani na rozmowę ani na swoje urodziny. Mam dość nie chce mi się żyć.
- Panie Boscorelli dziś wielki dzień – zaczyna a ja słyszę radość w jego głosie. – za chwileczkę zdejmiemy opatrunki z oczu i zobaczymy efekty pracy. Cieszy się pan
Kurna on mówi do mnie jak do dziecka. Co ja jestem co?? Palant z niego i tyle. Gdybym widział skopałbym mu tyłek. Nie czekając na moją odpowiedz pochyla się a ja czuje jak delikatnie zsuwa mi z oczu bandaże. Przed oczami robi mi się jasno, ale nie otwieram ich. Za bardzo się boję. Czego?? A tego, że nadal nie będę widział, albo tego że moja twarz wygląda jeszcze gorzej niż przed operacją.
- dobrze a teraz proszę otwaorzyć oczy – mówi do mnie, a ja jak małe dziecko zaciskam powieki jeszcze mocniej.
Nie o tworze boję się czy ten palant nie rozumie?? Walczę z nim tak z dobre 20 min. Nagle rozlega się delikatne pukanie do drzwi. Po chwili słyszę ze ktoś wchodzi. Czuję w nozdrzach znajomy zapach i uśmiecham się szeroko. Już wiem kto przyszedł.
- dzień dobry doktorze – słyszę jej piękny głos. – co się dzieje – pyta a ja wiem ze patrzy na mnie.
- Witam – odpowiada – zdjeliśmy opatrunki, ale nie dowiemy się czy operacja przebiegła pomyślnie dopóki pani mąż nie raczy otworzyć oczu.
- Bos – odezwała się do mnie. A ja tylko przecząco pokręciłem głową. – och Bosco nie zachowuj się jak dziecko - skarciła mnie. Poczułem jak siada obok mnie na łóżku. – otwórz oczy – wyszeptała mi do ucha. Jej głos był delikatny ale jednocześnie stanowczy. Nigdy nie potrafiłem jej odmówić. Bardzo powoli zacząłem otwierać oczy. Już prawie otworzyłem ale ze strachu zamknąłem je z powrotem. Usłyszałem jak śmieje się pod nosem
- Mam ci je siłą otworzyć. – spytała – jak się boisz to zrób to szybko
Znów jej posłuchałem i otworzyłem oczy. Oślepił mnie blask słońca. Wszystko było rozmazane i niewyraźne. Ale po krótkiej chwili wszystko zaczęło nabierać kształtów. Spojrzałem na moją żonę. Najpiękniejszą kobietę jaką widziałem. Mojego anioła. Uśmiechnęła się do mnie ciepło, a ja odwzajemniłem jej tym samym. Pochyliła się i pocałowała mnie delikatnie.
- i co chyba nie jest tak źle nie – odezwał się lekarz. Spojrzałem w jego stronę. Podszedł do mnie i podał mi lustro. Spojrzałem w nie i ujrzałem siebie takiego jakim byłem 4 lata temu. Żadnej blizny na twarzy. Nic nadal piękny i przystojny choć starszy i bardziej dojrzały niż wtedy. Uśmiechnąłem się do swojego odbicia. Poczułem dotyk ręki na moim policzku. Spojrzałem na moją żonę a ona tylko patrzyła na mnie i gładziła mnie po policzku na którym przez 4 lata widniała paskudna blizna. Nie chciała bym ją usuwał. Mówiła ze kocha mnie z tą blizna tak samo jak i bez niej, ale chyba rozumiała ze ja źle się z nią czuję i wydała zgodę. Możecie myśleć ze jestem pantoflarzem, ale ja naprawdę nie robię nic bez jej zgody. Tak było od momentu jak ją poznałem. I tak mi zostało do dziś.
****
lekarze i pielęgniarki opuścili moją sale a ja nadal wpatrywałem się w tę piękną kobietę siedzącą przy moim łóżku. Właśnie chciałem pocałować ja po raz kolejny kiedy rozległo się ponowne pukanie do drzwi.
- proszę – powiedziałem i podniosłem się żeby zobaczyć kto wchodzi.
Pierwsze co zobaczyłem to malutkie rączki a następnie dwie śliczne malutkie buźki wpatrzone we mnie i mamę. Dzieci weszły niepewnie do sali i stanęły pod ścianą. Popatrzyły na mnie na swoją matkę. Ona tylko skinęła głową, a dzieci jak na komendę rzuciły mi się na szyje. Nie mogłem przestać ich przytulać. Tak za nimi tęskniłem. Po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. Nawet nie starałem się ich obetrzeć. Spojrzałem w stronę drzwi. Za dziećmi weszła moja mama a za nią Emilly. Uśmiechnąłem się do nich i objąłem mocniej dzieci i moją żonę. Pomimo niechęci do tego dnia były to najpiękniejsze urodziny w moim życiu. Zamknąłem na chwilę oczy i zacząłem wspominać jak to było kiedy pierwszy raz ujrzałem moją żonę i matkę moich dzieci.
****
- hej Dade namierzyłem tego frajera zaraz go zgarnę – powiedziałem do słuchawki
- słuchaj Bosco nie wiem czy to dobry pomysł. Tropiliśmy go dwa miesiące jak teraz coś się spieprzy to polecą głowy. Mamy nowego szefa i będzie źle jak się wkurzy – odpowiedział mi Dade do słuchawki
- Dade dam sobie radę. Przecież były gorsze sytuacje nie – spytałem
- No nie wiem Bosco. Poczekaj na wsparcie co?? Cos mi tu śmierdzi nie chcę cie narażać. Ludzie z wydziału już do ciebie jadą. Poczekaj jasne – mówił ale ja już go nie słuchałem.
- Jasne – rzuciłem do słuchawki i rozłączyłem się. Czekać na ludzi z wydziału? A to dobre. Przyjadą odwalą swoje a o mnie i o tym jak się męczyłem żeby go dorwać nawet słowem nie wspomną. Mam ich w dupie. Schowałem telefon do kieszeni odbezpieczyłem pistolet i zacząłem skradać się w stronę podejrzanego. Byłem już niecałe dwa metry od niego kiedy usłyszałem za sobą jakiś ruch. W oddali słychać było wycie syren. Jeśli się nie pospieszę przyjadą i załatwią to za mnie.
- Hej ty – usłyszałem głos za plecami. Odwróciłem się i nim dojrzałem twarz osoby poczułem potworny ból w lewym ramieniu. Zdziwiony spojrzałem na nie i zobaczyłem spływającą mi po ramieniu krew. Kurwa on mnie postrzelił. Podniosłem broń ale nim zdążyłem oddać strzał, mój przeciwnik strzelił znów w moją stronę i jeszcze raz i jeszcze. Kurwa podziurawił mnie jak sito. Przed oczami zrobiło mi się ciemno. Osunąłem się na ziemię. – nigdy więcej nie mierz do z broni do mojego brata, wredny psie – powiedział napastnik, kopnął mnie w brzuch i odszedł pozostawiając mnie na ziemi. Zrobiło mi się zimno, bardzo zimno. Wycie syren zdawało się oddalać. Ale dlaczego?? Czemu zawracją. Nagle usłyszałem strzały tuż nad moją głową. Ktoś pochylił się nade mna i kobiecy głos taki piękny głos powiedział
- On żyje. Wezwijcie karetkę
To wszystko co usłyszałem i odpłynąłem w ciemność.
Obudziłem się i rozejrzałem po pokoju. Było tu straszliwie biało a ta biel raziła mnie w oczy. Nagle nade mną pojawiła się przepiękna kobieca twarz. Boże to chyba anioł pomyślałem.
- umarłem?? Jestem w niebie – spytałem jej
- będąc sam na sam ze mną w pokoju i będąc przykutym do łóżka to raczej jesteś w piekle – warknęła w moją stronę
- przykuty do łóżka?? – nie rozumiałem co mówi. Wiedziałem jedno. Ta kobieta musi być moja. Prędzej czy później ale będzie moja.
- Człowieku dostałeś pięć kulek. Jedna w ramie jedną w brzuch, jedną w nogę i dwie w klatkę piersiową.
- To cud że przeżyłem nie – prubowałem się uśmiechnąć.
- Cud?? – warknęła – na twoim miejscu już bym zaczęła żałować ze przeżyłam. Wkurzyłeś mnie a to nie wróży nic dobrego.
- Przepraszam ale kim pani właściwie jest?? – spytałem bo czułem się niezręcznie. Ta kobieta nie dość ze zwracała mi uwagę to jeszcze o dziwo mnie to nie przeszkadzało.
- Jestem sierżant Cruz i jestem nowym szefem wydziału do walki z przestępczością, a ty masz przesrane Bosco – powiedziała i wyszła z sali trzaskając za sobą drzwiami.
****
otworzyłem oczy i rozejrzałem się po pokoju. Odpłynąłem pewnie tylko na kilka sekund ale mnie wydawało się to wiecznością. Jednak nikt nie zauważył mojej nieobecności. Dzieciom już znudziło się skakanie po ojcu i bawiły się w koncie z Em. Właśnie a gdzie jest Feith??
- Em gdzie mama?? – spytałem. Em spojrzała na Cruz i obydwie wywróciły oczami – no co??
- Pytałeś o to przed chwilą – odparła Em – mama nie mogła się wyrwać więc jestem ja
- Acha sorry zapomniałem. – uśmiechnąłem się przepraszająco – Mayke zostaw tego pilota nie bij Emilly – zawołałem na syna. Tan jednak dalej tłukł Emilly pilotem od telewizora
- Maykel zostaw to – powiedziała spokojnie Ritza a mały jak na komendę odłożył pilota i zajął się inną zabawą.
- Mamusiu ja musze sisi – powiedziała Letty i złapała Ritze za rękę. Tym razem to Ritza posłusznie wstała i weszła z mała do łazienki .
A no tak bo pewnie zapomniałem wam przedstawić moje dzieci prawda?? Przepraszam to wszystko przez ten dzień. Mam dwoje dzieci, 4 letniego Maykiego i 2 letnią Letty.
Tak to cała moja rodzina. Moja mama moja żona i moje dzieci. No i jest oczywiście Feith i Emilly. Jakby czytając moje myśli do pokoju wpada zdyszana Feith i widząc że ja widzę rzuca mi się na szyję. Potem po kolei ościskuje wszystkich w pokoju i pada wyczerpana na krzesło. Zdecydowanie bez nich nie było by tej rodziny. Ritza nawet poprosiła Feith na matkę chrzestną Letty. Tak naprawdę mam rodzinę, swoją własną rodzinę i jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Mam dom mam rodzinę, przyjaciół, mam prace i czego mi więcej trzeba?? Niczego, naprawdę niczego, bo to jest moje życie.
THE END
by Cortez
Post został pochwalony 0 razy
|
|