aliah
Salowy
Dołączył: 05 Paź 2005
Posty: 63
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: warszawa
|
Wysłany: Sob 20:39, 06 Sty 2007 Temat postu: "Lockdown" (zamknięcie) - tłumaczenie |
|
|
Autor: Nette
“Lockdown”
- Pasuje do ciebie. - powiedziałam do Luki z uśmiechem, podchodząc w jego stronę, kiedy zobaczyłam go z dzieckiem. W odpowiedzi uśmiechnął się.
- Tak, ale, do kogo by nie pasowała? Jest cudowna. - odparł mrugając. - Dokładnie jak jej matka. - potwierdziłam i w chwili, kiedy miałam się odwrócić, dołączył do nas ojciec małej.
- A co ze mną? - zaprotestował wesoło. - Nie jestem cudowny? Muszę być, połowa jej jest mną. - wyjaśnił dumnie. Luka wzruszył ramionami, cały czas wesoły.
- Spytaj Abby, to ona jest kobietą, nie ja. Powinna wiedzieć.
- Hej, to niesprawiedliwe. - przyłączyłam się do żartów. -Nie mogę tak powiedzieć o mężu mojej najlepszej przyjaciółki. Zabije mnie. – rozmowa doprowadziła nas wszystkich do śmiechu. - Jest cudowna – skwitowałam. - To mogę stwierdzić. - w końcu dodałam, gładząc policzek dziecka.
- Susan czy Erin? – zapytał Chuck, unosząc brwi. Spojrzałam na niego.
- Obie. - droczyłam się z nim, nie bez przyjemności.
- Dobra. - rzekł z uśmiechem, z rękami skrzyżowanymi na torsie. – Wygrałaś. - dodał z chichotem, zanim wyszedł do kuchni aby pomóc Chen z indykiem, zostawiając mnie samą z Luką i Erin, która ciągle znajdowała się w jego ramionach.
- Prawie udało ci się mieć ją tylko dla siebie, co? - szepnęłam do siebie, bawiąc się drobnymi rączkami Erin, ale chyba wystarczająco głośno, żeby Luka to usłyszał.
- Nie, nie prawda. W tym momencie mamy dużo zajęć przy Alexie. - zaprzeczył, mimo wszystko uśmiech wciąż gościł na jego twarzy, przechylając jednocześnie głowę w drugą stronę. - Jest fantastycznym dzieckiem, ale nie uważam, że maleństwo w domu, jest tym, czego potrzebuje. I nie sądzę, że Sam byłaby zadowolona. - przytaknęłam, nie wiedząc, co powiedzieć..
- Odnośnie Sam.... Gdzie jest? Chciałabym się z nią pożegnać.
-Już wychodzisz? - zapytał mnie zaskoczony i spojrzał na zegarek. - Dopiero 10 wieczorem. Zabawa jeszcze się na dobre nie zaczęła. – mrugnął. Wzruszyłam ramionami.
- Mam poranny dyżur, wiesz jaka jest Weaver... Zwłaszcza dla stażystów, są na szczycie jej listy. – zachichotał.
- Tak, masz rację. - popatrzyliśmy na siebie i zaczęło być niezręcznie.
- Okej, wychodzę. - powiedziałam w końcu. - Powiem Susan, niech będzie miała na ciebie oko, żebyś na koniec nie zabrał Erin ze sobą.. - zażartowałam, chcąc oczyścić atmosferę. Roześmiał się w głos.
- Dobrej nocy, Abby.
- Nawzajem. – odpowiedziałam, dając dziecku ostatniego całusa w główkę, zanim odwróciłam się, żeby pożegnać resztę gości. W drodze do sypialni, gdzie była moja kurtka, kiedy się żegnałam zauważyłam, że nigdzie nie widać Susan, Sam, ani Cartera. Gdy weszłam do pokoju uzyskałam odpowiedź na moje ostatnie pytanie.
- Cześć Mamusiu. – rzuciłam ironicznie. Odwróciła się w moją stronę i kąciki jej warg uniosły się w górę. Promieniała. W roli matki czuła się jak ryba w wodzie.
- Cześć. – odparła. - Co cię tu sprowadza?
- Przyszłam po kurtkę i idę do domu.
- Okej. - odrzekła z niezadowoloną miną. - Już?
- Tak, poranny dyżur, przepraszam. Weaver też będzie…
- Uuuuu. – wyszemrała - W takim razie naprawdę powinnaś już iść. - dodała z mrugnięciem oka. - Szkoda, że nie chciała dzisiaj przyjść. Byłabyś w lepszej sytuacji. – przytaknęłam.
- To zrozumiałe… Jej pierwsze święta bez Sandy.
Natychmiast przypomniałam sobie o własnej sytuacji. To nie jest to samo, od kiedy nie jestem z Carterem. To są już drugie święta bez niego, ale wciąż mam niejasne myśli, jak samotnie musi czuć się Kerry, w dzień taki, jak dzisiaj.
- Tak, musi być jej naprawdę ciężko, ale przyjście tutaj mogłoby odwrócić jej uwagę. - wzruszyłam ramionami.
- Każdy radzi sobie inaczej.
- Racja.
- Naprawdę powinnam już iść. Dziękuje ci bardzo za zaproszenie, Susan. – westchnęłam, kiedy uściskałyśmy się na pożegnanie.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiedziała, unosząc brwi. - Dziękuje, że przyszłaś.
-Wiesz może gdzie jest Sam? - spytałam Susan, kiedy skończyłyśmy.
-Nie przez ostatnich kilka minut. Wydaje mi się, że widziałam jak rozmawia przez komórkę. Pewnie z Alexem. - Właśnie chciałam poprosić Susan, aby pożegnała ode mnie Sam, kiedy weszła do pokoju i przyłączyła się do nas.
- Kogo widziałaś z komórką?
- Ciebie. – powiedziałyśmy jednocześnie z Susan, co wywołało u nas wybuch śmiechu..
- Racja. - skomentowała. Sam. - To był Alex. Zostaje u kolegi na noc i zapomniał szczoteczki do zębów… szukaliśmy rozwiązania. - wyjaśniła, patrząc na nas i prawdopodobnie czekając na wytłumaczenie naszego zachowania.
- Chciałam ci tylko powiedzieć dobranoc. – odezwałam się w końcu. – Wychodzę.
- Okej, szkoda, że nie możesz zostać dłużej. W takim razie dobrej nocy. – odparła podchodząc do mnie i ściskając.
- Nawzajem. – życzyłam jej, kiedy wychodziłam z pokoju, machając do nich.
Czuję się trochę źle, że nie pożegnałam się z Carterem. Cały wieczór spędziliśmy razem, rozmawiając o różnych sprawach.. Naprawdę dobrze mi z tym, że ponownie mam w nim przyjaciela. Szczególnie teraz kiedy odeszła Kem. Niestety naprawdę muszę już iść, a nie mam pojęcia gdzie może być. Ledwo zdążyłam dojść do drzwi wyjściowych, kiedy przypomniałam sobie, że zostawiłam szalik w sypialni.
- Cholera.- mruknęłam pod nosem i przewróciłam oczami, zanim odwróciłam się i poszłam poszukać go do pokoju. Właśnie wchodziłam do sypialni, kiedy do moich uszu dobiegło moje imię wypowiedziane przez Sam.
- .... kiedy Abby trzymała dziecko. - mówiła kiedy podeszłam bliżej drzwi, aby nie tylko je słyszeć, ale także widzieć.
- Tak, ma naprawdę cudowne podejście do dzieci.. - Susan zgodziła się z uśmiechem.
- Będzie wspaniałą matką.
- Nie chce mieć dzieci? - zapytała się Sam, a ja wstrzymałam oddech. Mam nadzieję, że nie powie Susan o mojej aborcji. Wiem, że to nie dobrze ukrywać taką tajemnicę przed swoją przyjaciółką, ale martwię się, co Susan może sobie o mnie pomyśleć szczególnie teraz, gdy jest matką.
Susan wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Nigdy o tym nie rozmawiałyśmy, ale widząc ją jak naturalnie zachowuje się przy dzieciach, myślę, że pewnie chciałaby być matką. - Sam przytaknęła.
- Będzie znakomitą matką.
- Prawda. - Susan się zgodziła. - Może historia sprzed dwóch tysięcy lat się powtórzy, ale wątpię, aby Abby miała szybko dziecko. - zachichotała. To zarazem smutne, jak i prawdziwe. Sama zachichotałam, nie mogąc się powstrzymać. Sam także się śmiała.
- Widuje się z kimś? - ciągnęła dalej. Susan potrząsnęła głową.
- Kilka razy z kimś wyszła, ale wiem, że to nic poważnego.
- A co z Carterem? - Susan przewróciła oczami
- Abby i Carter – historia pełna nieporozumień. - Sam popatrzyła na nią z zainteresowaniem.
- Czemu? Czy nie jest teraz sam?
- Tak, od kiedy Kem odeszła zaraz po stracie dziecka.- Sam nadal za bardzo nie rozumiała.
– Więc dlaczego nie zejdą się ponownie? Trochę słyszałam ich historii i widać, że nadal się kochają. Każdy to widzi, kiedy ma siebie patrzą. - Susan przyznała jej rację.
- Ja to widzę, ty to widzisz, ale oni tego nie widzą. Przynajmniej, po wyjeździe Kem, znowu zbliżyli się do siebie jako przyjaciele. Są bliżej, niż przedtem, każde z nich potrzebuje drugiego. Wydaje się, że on jedyny potrafi do niej dotrzeć, a ona do niego.
-To brzmi jak jakaś opera mydlana. – zachichotała Sam.
- Jeżeli to nie byłoby tak tragicznie, mogłoby być zabawnie…
- Dlaczego nie spróbują wrócić do siebie? On czy ona nie chce zrobić pierwszego kroku? - Susan wzruszyła ramionami
- Podejrzewam, że oboje… Myślę, że Abby się boi. Jej życie w końcu wyszło na prostą, jej matka i brat radzą sobie sami. W końcu została lekarzem i znowu przyjaźni się z Carterem. Myślę, że nie chce tego wszystkiego stracić i zostać ponownie zraniona. Wiem, że złamał jej serce – i to nie jeden raz. Wyjechał po raz pierwszy, później znowu, wysłał list... i na koniec wrócił z dziewczyną w ciąży...
- Jak to się stało? – Sam zapytała Susan, przerywając jej.
- To dobre pytanie. - skwitowała Susan. - Myślę, że wtedy sam siebie dobrze nie znał. Wiem, że bardzo kochał Abby, ale chyba nie był do końca sobą. Był skołowany i zraniony. Jego babcia zmarła i prawdopodobnie czuł, że ucieczka jest najlepszym rozwiązaniem, aby przezwyciężyć ból... albo żeby go uniknąć. Wtedy poznał Kem i na początku to nie było nic poważnego, ale zaszła w ciąże...
- Jak to się stało? – znowu jej przeszkodziła. - Powinien wiedzieć jak używać prezerwatyw... ona z resztą też. Chyba, że to było planowane?
- Nie było planowane. Naprawdę nie wiem jak to się stało. Ale faktem jest, że zaszła w ciąże. A wiesz, jaki jest Carter… To właśnie ich historia.
- Wow. – wykrztusiła. - Nie znałam takich szczegółów.
- Abby nie lubi o tym rozmawiać. Ciągle się wszystkiemu zaprzecza. - Sam przytaknęła
-A czemu Carter nie chce zrobić tego pierwszego kroku? - spytała się , a ja nie mogłam się z nią nie zgodzić.
-Także jest przerażony. Cieszy się, że jakoś mu przebaczyła i pozwoliła mu znowu zostać jej przyjacielem. Nie chce znowu jej stracić i nie chce, aby się czuła się tą drugą, chociaż Abby wie, w jakich okolicznościach Kem od niego odeszła i nie powinna tak sądzić.
- Dlaczego? Czemu odeszła?
- Z powodu Abby.
- Naprawdę? - Susan potwierdziła.
- Jeżeli mnie pytasz, to uważam, że jedynym, co łączyło Cartera i Kem, było dziecko, a kiedy go zabrakło, wszystko zaczęło się rozpadać. Jak powiedziałaś wszyscy widzimy, co się dzieje między Carterem a Abby, Kem też nie była ślepa. Nie lubiła tego, że spędza tyle czasu z Abby i w końcu uświadomiła sobie, że w ogóle go nie zna, więc postanowiła wrócić do Afryki.
- I Abby nic o tym nie wie?
- Nie wydaje mi się. Carter jej o tym nie powiedział, bo boi się, że mu nie uwierzy i nie chce, aby czuła się odpowiedzialna za rozpad jego związku. To tak, jak myślę. Streścił mi w skrócie tylko najważniejsze fakty.
- Nie powiedziałaś jej o tym? - Susan pokiwała głową.
- Myślę, że będzie lepiej dla nich, jeżeli sami zdadzą sobie z tego sprawę.. Wiem, że się kochają i wiem, że uświadomią sobie to wcześniej czy później.
- Mam taką nadzieję.... - Sam ciągnęła dalej, kiedy poczułam rękę na ramieniu.
Podskoczyłam, a moje serce zaczęło szybciej bić. Nie tylko z powodu szoku, ale także przez odgłosy, które słyszałam. Kiedy się odwróciłam zobaczyłam Cartera z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Podsłuchujesz?
Położyłam rękę na jego ramieniu, a palce przyłożyłam do ust, dając mu znak, aby był cicho.
– Szzz. - odwróciłam się i zaczęłam panikować, kiedy usłyszałam, że Susan i Sam są bliżej, tak jakby miały wychodzić z pokoju. Nie mam czasu, żeby tłumaczyć Carterowi, więc wskazałam mu drzwi obok, łazienkę, i zamknęłam je za nami na klucz, nie zapalając światła.
- Hej, właśnie stąd wyszedłem. - zaprotestował ze śmiechem. - I dlaczego jesteśmy tu bez światła?
- Szzz. - znowu zaczęłam go uciszać. – Nie przyszliśmy tutaj sikać. - dodałam i przyłożyłam swoje ucho z powrotem do drzwi, mając nadzieję usłyszeć jeszcze coś.
- Wciąż tam są i rozmawiają przy drzwiach. – poinformowałam szeptem.
- Kto? - spytał po cichu skołowany.
-Susan i Sam.
- No i co z tego?
-Nie chcę żeby zobaczyły mnie... nas....
-Dlaczego nie?
-Ponieważ podsłuchałam ich rozmowę.
-I co? - przewróciłam oczami.
- Rozmawiają o nas.
Uciszył się. Domyśliłam się, że dokładnie wie, o czym. Susan i Sam wciąż rozmawiają przy drzwiach, ale nie mogę zrozumieć ani jednego słowa. Nasze oczy przyzwyczaiły się do ciemności niemal natychmiast. Z pomocą księżyca, który widać przez okno, zauważyłam jak siada na brzegu wanny.
- Co mówiły? - zapytał ostrożnie.
Odeszłam od drzwi i usiadłam obok niego. Nie jestem pewna czy powinnam mu o tym mówić, ale pomyślałam, że to jest sprawiedliwe i powinniśmy w końcu poważnie porozmawiać.
-Rozmawiały o ostatnim półtora roku. O twoim pierwszym i drugim wyjeździe i o tym jak wróciłeś... z Kem. I o prawdziwej przyczynie jej wyjazdu… - mój głos załamał się nieco pod koniec mojej wypowiedzi. Wciąż nie jest mi łatwo o tym mówić i to, co teraz czuję wcale mi tego nie ułatwia. Nigdy mi nie powiedział, dlaczego odszedł, dlaczego wrócił, dlaczego znowu wyjechał i jak dokładnie skończyło się miedzy nim a Kem. Odetchnął głośno.
- Więc teraz o wszystkim wiesz. Przykro mi, że nie usłyszałaś tego ode mnie, że nie wytłumaczyłem ci wszystkiego...
- Ja też nie byłam rozmowna. - przyznałam i wzruszyłam ramionami. - Myślałam, że przemyślałeś wszystko i już mnie nie kochałeś. Błagałam abyś został, ale wyjechałeś. Myślałam, że to ostateczny koniec i nie było już powodów, aby walczyć.
- Tak mi przykro Abby. - wyszeptał, pochylając się do przodu i ukrywając twarz w dłoniach. - Wiem, że trudno to zrozumieć, ale nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. To było tak... wszystko było pomieszane w moim życiu .... i czułem jakby nic mnie tu nie trzymało po śmierci mojej babci. Myślałem, że przerwa zrobi mi dobrze, że wszystko przemyślę. I Afryka była na to najlepszą szansą. Było tam tak łatwo. Każdego dnia, jedynym zmartwieniem było ratowanie ludzkiego życia, a ja jestem w tym dobry. I wtedy wróciłem do domu po dwóch tygodniach i nic nie było lepiej. Wszystkie problemy pozostały bez zmian...
- Przykro mi. - przerwałam mu. - Nie powinnam była tak cię przywitać... ale to jak wyjechałeś strasznie bolało i nie myślałam jasno. Chciałam żebyś czuł ten sam ból. Myślałam, że będziemy mieli czas, aby to wszystko naprawić. I wtedy znowu wyjechałeś...
- Wiem. – powiedział. - To nie było zaplanowane, ale musiałem wrócić po Lukę. Kiedy znalazłem się z powrotem w Afryce wszystko było takie proste i właśnie tego potrzebowałem. Nigdy nie planowałem zostać tam tyle czasu., ale to było tak daleko od domu... to pomogło przetrwać ból... pozwalało od niego uciec. Nigdy nie zapomniałem o tobie, Abby. – dokończył i odwrócił swoją twarz w moją stronę. - Ale im dłużej mnie nie było tym coraz mniej wiedziałem jak mam wrócić… - przytaknęłam, choć to może wydać się dziwne... rozumiałam go. - I... i wtedy spotkałem Kem. - ciągnął dalej, przełykając ciężko, jak ja. - Była niezależna i łatwa. Bycie z nią było proste, ponieważ nie było miedzy nami silnych uczuć. Z nią... po prostu byłem z kimś. Wiedziałem, że w ogóle mnie nie zna i to spowodowało, że czułem się bezpieczny. Wiedziałem, że nie będzie próbowała ze mną rozmawiać o mojej przeszłości, o moich uczuciach, bo nic o nich nie wiedziała... - ponownie przytaknęłam. Sama jestem zaskoczona, że tak dobrze go rozumiem.. Wydaje mi się, że byłam związana z Luką z tego samego powodu. - I wtedy... wtedy oznajmiła mi, że jest w ciąży. Nie wiem jak to się stało, ale stało się. Pomyślałem, że może nam się udać. Dla dziecka. Zrozumiałem, że nie mogę dłużej uciekać od odpowiedzialności, od fundacji, więc wróciłem razem z nią. - przerwał na chwilę, a ja położyłam swoją dłoń na jego kolanie, żeby mówił dalej. Wtedy na jego twarz wpłynął lekki uśmiech. Wiedziałam, że teraz będzie najtrudniejsza część. - I... byłem szczęśliwy z powodu dziecka. Chciałem jak najlepiej dla mojego syna, aby nie dorastał w takiej atmosferze jak ja. Chciałem stworzyć dla niego prawdziwy dom. Więc zrobiłem kilka szalonych rzeczy. Oddałem dom dziadków i kupiłem nowy. Czułem przez cały czas, że Kem nie chce tam mieszkać, ale ja bardzo chciałem. Więc starałem się zrobić wszystko, żeby nie chciała wracać do Afryki. - ponownie urwał, a ja ścisnęłam jego kolano.– Udawało się przez jakiś czas, do momentu... do momentu, w którym straciliśmy dziecko. - zauważyłam łzy w jego oczach, ale kontynuował i także poczułam wilgoć pod powiekami. - To był najtrudniejszy okres w moim życiu. Stracić nasze dziecko... szczególnie, gdy my... - kiwnęłam i przysunęłam się do niego odrobinę, czekając na dalsze słowa. - To był początek naszego końca, wtedy zrozumieliśmy, że w ogóle się nie znamy i nie potrafimy dodać sobie otuchy w tych ciężkich chwilach. Nie rozumiałem jej, ona nie rozumiała mnie. W tym samym momencie zbliżyłem się do ciebie. Dopiero przy tobie czułem się zrozumiany. Odzyskaliśmy swoją przyjaźń, to było takie wspaniałe. Pojąłem jak bardzo za tobą tęskniłem i że żyłem w wyimaginowanym świecie. Kem też to zauważyła. W końcu powiedziała, że nie ma sensu dalej ciągnąć tej farsy. Stwierdziła, że będzie nam lepiej osobno. Chciała wrócić do Afryki. A mi radziła, żebym został tutaj przy kobiecie, którą naprawdę kocham.- nie przerywał. Delikatnie uśmiechnął się do mnie, kiedy starłam łzę z jego policzka. - Nie próbowałem jej powstrzymać, bo wiedziałem, że ma rację. Mimo wszystko wiem, że nie tłumaczy mojego postępowania. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to, co zrobiłem jest złe i niewybaczalne, ale może dzięki temu będziesz mogła mnie lepiej zrozumieć.
- Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś? - spytałam się ostrożnie. - Dlaczego znowu nasza najbliższa przyjaciółka, Susan, musiała otworzyć nam oczy? – nieśmiało zachichotałam. Wzruszył ramionami..
- Nie wiem, czuje się jakbym wszystko spieprzył. Jakby nie było już nadziei na twoje przebaczenie. Byłem szczęśliwy z naszej przyjaźni, tęskniłem za tym i nie chciałem znowu tego stracić. -
odetchnęłam, zabrałam swoją rękę z jego kolana i wstałam. Podeszłam do umywalki znajdującej się naprzeciwko niego, spoglądajac w jego oczy, kiedy na mnie spoglądał.
- Nie stracisz tego. Też za tym tęskniłam… tęskniłam za tobą. Naprawdę myślisz, że nadal mamy szansę? Czy chcesz drugiej szansy?
- Nigdy nie jest za późno. - szepnął do mnie z uśmiechem. - Wciąż czuje do ciebie to samo.
- Ja też - przyznałam, wpatrując się w moje buty. Podniósł się i podszedł w moją stronę, zatrzymując się bardzo blisko.
- Pamiętasz nasze ostatnie zamknięcie? - zapytał z radością wypisaną na twarzy, kiedy spojrzałam mu w oczy. Potwierdziłam, również z wesołą miną.
- Nasz pierwszy pocałunek.
- Wygląda na to, że zamkniecie nas w jednym pomieszczeniu, z którego nie możemy uciec, jest jedyną drogą, żebyśmy zrozumieli nasze uczucia.
Poczułam szybsze bicie swojego serca, to nie jest historia sprzed dwóch tysięcy lat lat, ale z przed dwóch i pół roku. I wcale nie przeszkadza mi, że historia lubi się powtarzać, kiedy poczułam jego otaczające mnie ramiona i moje podążające podobną drogą wokół niego. Nawet nie przeszkodziło mu niespodziewane pukanie do drzwi, jesteśmy w naszym własnym świecie, dopóki nasze usta zetknął się delikatnie w krótkim, choć słodkim pocałunku, zanim mnie przytulił.
Obydwoje wiemy, że to wszystkiego nie rozwiązuje, ale jesteśmy na dobrej drodze. I bardziej niż kiedykolwiek, czułam, że możemy znowu to zrobić.
Koniec.
Post został pochwalony 0 razy
|
|