Cortez
Praktykant
Dołączył: 17 Mar 2007
Posty: 304
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Konstancin-Jeziorna
|
Wysłany: Pon 20:03, 09 Kwi 2007 Temat postu: Opowiadanie By Cortez (third watch) |
|
|
to pierwsze z opowiadan jakie napisalam
skopiowane z drugiego forum dlatego sa tu texty ktore dla niekturych moga byc niejasne
ok no to wrzucam pierwsze dwie czesci. mam nadzieje ze sie nie zalamiecie.
na wstepie dodam ze w moim opowiadaniu bedzie dwoch narratorow a jeden napewno bedzie zaskoczka dla co poniektorych dla mnie tez byl. no wiec zaczynam sorrki za bledy ale juz puzno.
opowiadanie dedykuje Cruz i Scully bo to dzieki nim znalazlam wiare w siebie i zdecydowalam sie cosik napisac.
Jesli sie Wam spodoba wrzuce kolejne czesci
milego czytania
Część pierwsza
Jest godzina 23. Wlasnie skonczylam prace, to był ciezki dzien naprawde. Na dole czeka na mnie Emili. Chyba musze wziasc kilka dni wolnego, pobyc z nia. Boże o malo jej nie stracilam. Ten psychol chcial ją zabić moja coreczke, gdyby nie Bosco nie wiem co by się stalo. A wlasnie Bosco bylam na niego wsiekla przeciez mogl spudlowac i trafic Emili, ale on trafil i zabil tego gnojka który uwazal się za niesmiertelnego ha-ha ale nie był niesmiertelny. Wydaje mi się ze Bosco zabijajac go chcial mi udowodnic ze nic się nie zmienilo ze strzela tak jak dawniej, ze tylko ja mysle i widze co innego. Uratowal moje dziecko bylam mu bardzo wdzieczna, chcialam mu podziekowac, ale nawet na mnie nie spojrzał zranilam go wiem te ciagle podejzaenia, patrze w jego oczy i wiem już ze nie będzie już jak kiedys. On już chyba skreslil nasza przyjazn, czy zasluzylam chyba tak, ale to nie jest teraz dla mnie wazne, wazna jest Em która czeka na dole musze się zajac nia i o niczym innym nie myslec, przynajmniej dopuki nie ochlonie.
Już mam wychodzic z szatni kiedy nagle do moich uszu dobiega jakis dźwięk. Odglos tluczonego szkla mysle a chwile puzniej widze przedmiot turlajacy się po podlodze prosto pod moje stopy. Chwila zastanowienia i już wem to grana odskakuje na bok a chwile puzniej nastepuje wybuch. Boze mysle co to było? kto to zrobil? Dlaczego to zrobil? Nie wiem nic nie wiem poza tym ze musze o tym doniesc Swersky’emu. No musi wiedziec, ze ktos dla zabawy wrzuca przez okno granat. Z trudem podnosze się z ziemi i schodzę na doł a tam panika wszyscy biegaja krzycza z słychac wybuch samochodow na parkingu. A wiec to nie dla zabawy ktos wrzucil ten granat i nie był to jedyny granat mysle, ktos to zaplanowal żeby nas zniszczyc ale kto nie wiem.
Nie wiem tez ile to wszystko trwalo, slyszalam tylko ciagle wybuchy, krzyki strazakow. Jak przez mgłe widze jaj strazacy wyprowadzaja Monroe i Cruz z plonacego budynku. I nagle wszystko ucichlo tak nagle ja się zaczelo. Nikt nie zginąl było wielu rannych ale wszyscy żyli. Zyli i zadawali sobie to samo pytanie co ja „kto za tym stoi?”. Z zamyslenia wyrwal mnie glos Cruz
-to Marcell Hollins – powiedziala a wszyscy spojrzeli w jej strone. Czemu nie zdziwilo mnie to ze tylko ona to wie? Coz nie znaosze jej ale trzeba przyznac ze zna się na tej robocie.
- musimy go dorwac – wolali jeden przez drugiego.
- Dzis już nie ma co go szukac, zwial – powiedzial Swersky – jutro na spokojnie się tym zajmiemy.
- Szefie chyba żartujesz – powiedzia Bosco – przeciez....
- Nie Bosco szef ma racje musimy poczekac do rana – przerwała mu Cruz – nie pratrzcie tak na mnie – dodała – stracilismy prawie wszystkie wozy mamy rannych. Musimy mieć wsparcie. Myslicie ze Hollins się ukrywa albo nie jest przygotowany na nasz odwet? On ma ludzi, wielu ludzi którzy na jego rozkaz nas rozwala. Sami nie damy rady uwiezcie mi.
Wszyscy choc w szoku po wypowiedzi Cruz (ona i czekanie :/) w duchu przyznali jej racje i niechetnie udali się każdy do swojego domu tu by tylko przeszkadzali. Jednak nie kryli niezadowolenia a już najbardziej wsciekły był Bosco widzialam ten blysk wsieklosci w jego oczach kiedy patrzyl na Cruz. A Cruz nic sobie z tego nie robila co dziwne pobiegla za nim powiedziala cos do niego, poczym razem wsiedli w samochod i odjechali. To było jeszcze bardziej dziwne ale musze znalesc Emili. Bosco i Cruz nic mnie nie obchodza. Boze komu ja to wmawiam sama sobie? Przeciez obchodzi mnie to i to bardzo i do tego mam zle przeczuci.
Już mialam z tamtad odejsc jak inni gdy mój wzrok przykula teczka prawie bnie tknieta przez ogien. Podnioslam ja i przecztalam nagłowek „Własność sierżant M. Cruz”. Skoro Cruz wie ze to Hollins jest odpowiedzialny za ten wybuch to na pewno wie gdzie jest jego baza – pomyslalam i otworzylam teczke. Nie myslilam się były tam jakies prywatne notatki Cruz i wśród nich notatki o bazie Hollinsa. Ale w tej teczce było tez cos jeszcze, cos co nawt mnie przerazilo. Były to wyniki baban Cruz a w nich słwa które brzmialy jak wyrok „Białaczka szpiku”. Boze zrobilo mi się jej zal, to dlatego tak zle wyglada, to stad ten smutek w jej oczach. Zaczelam zadawac sobie pytania jak dlugo to trwa i od kiedy ona wie? Czy cos z tym robi czy walczy a może się poddala?? Moje rozmyslenia pezerwala Emili
- mamo choc już do domu jest puzno a tutaj teraz jakos tak nie za wesolo – powiedziala popychajac mnie delikatnie w strone samochodu.
Część druga
Nastepnego dnia szef zwolal odpraw. Spotkalismy się w remizie która strazacy nam udostępnili bo z posterunku nic nie zostalo. Stawili się wszyscy nawet strazacy i sanitariusze, oraz posilki z 12 posterunku.
- wiemy już gdzie znajduje się baza Hollinsa – zaczął Swersky – pojedziemy tam i go aresztujemy.
Stałam sluchajac co mowi i nagle cos do mnie dotarło
- szefie gdzie są Bosco i Cruz?? – spytałam
wszyscy rozejzeli się z zaciekawieniem nie było ich tu na pewno
- nie wiem myslalem ze Bosco jest z toba
cos ciezkiego utkwilo mi w brzuchu, Boze żeby tylko nie zrobili czegos glupiego
- zadzwonie do niego – powiedzialam i odeszlam na bok
- Bosco gdzie ty się podziewasz mamy odprawe jedziemy po Hollinsa. Co? Boże już tam jedziemy. Co? Nie nieobchodzi mnie co powiedziala Cruz. Cześć.
- Szefie oni już tam są. Bosco powiedzial ze Cruz ma jakis uklad z Hollinsem i ze nic jej się nie stanie, ale nie wieże w to.
- Wszyscy do wozow – ryknąl Swersky – Yokas jedziesz ze mna. Kiedy ruszylismy porucznik nadal przez radio – kod 10-13 funkcjonariusze w niebezpieczenstiwe, magazyny przy 108. Potrzebne wsparcie. Powtarzam potrzebne wsparcie kod 10-13.
Czemu ten przeklety samochod tak wolno jedzie przeciez zawsze jezdzi szybciej cholera, żeby tylko nic im się nie stalo.
Kiedy dojeżdzalismy zobaczylam dym cos się palilo a im blizej byliśmy tym wiecej było dumu az wkoncu naszym ocza ukazal się straszny obraz. Płonący budynek mnustwo porozrywanych cial wszedzie walaly się jakies papiery fragmety broni i kawalki ludzkich cial a po srodku tego zamieszania kleczal Bosco. Klaczal wpatrzony w plonacy budynek. Wyskoczylam z auta i rozejzalam się po Cruz nie było sladu. Ale wystarczyło mi jedno spojzenie na twarz Bosca i już wiedzialam
- szefie Cruz –zaczelam
- co Cruz?? – spytal
- no ona tm jest w srodku- wyzucilam to z siebie jednym tchem
- Boze. poruczniku Doherty dawaj tu swoich ludzi tam jest mój funkcjonariusz –zawolal szef
I już strazacy zaczeli gasic pozar, widzialam ja Doherty w raz z jakims mlodym strazakiem wchodza w plomienie. Po chwili uslyszelismy glos Jimmego w krutkofalówce
- wszędzie pelno trupow chyba nikt nie przezyl, ale niech sanitariusze będą gotowi – powiedzial i jego glos zamilk.
- Bosco wstan – przykleknelam obok niego – powiedz co się stalo?!
Ale on milczal a z oczu plynely mu łzy. Był taki nieobecny nic do niego nie docieralo. Pewnie nie mogl sobie wybaczyc ze puscil ja tam sama ze to ona zginela a nie on.
- o Boże – wyszeptal i zer wal się na rowne nogi.
Z plomieni wynuzyl się Doherty niosac w ramionach Cruz. Zyla uwiezycie?? Była nieprzytomna i lekko poobijana i pocharatana ale zyla. Kurcze pomyslalam czy ona jest niezniszczalna?? Naprawde może to glupie ale jak się dobrze przyjrzeć to Cruz wychodzila cało z kazdego wybuchu, pozaru, strzelaniny. Nawet wtedy kiedy ja postrzelilam a ona mnie, nic jej się nie stało a postrzelilam ja w głowe. Naprwade albo ma szczęście albo kogos na górze kto się o nia troszczy.
- zabieramy ja do szpitala – powiedziala Grace – Bosco nie pchaj się nie ma tu miejsca dla cebie możesz pojechac za karetka. – dodala i już mkneli na sygnale w strone szpitala.
-choc Bosco zawiozę cie tam – powiedzialam i nie czekajac na opowiedz wzielam go za reke i zaprowadzilam do samochodu.
CDN...
Post został pochwalony 0 razy
|
|